Jest taka książka skrupulatnie opisująca ostatnie stulecie polskiej urbanistyki. Maciej Nowakowski i Barbara Bańkowska – uznani urbaniści, badacze przestrzeni zbudowanej, a zarazem projektanci polskich miast – podzielili ten tytuł na 10 rozdziałów i opisują 10 okresów charakterystycznych dla polskiej myśli urbanistycznej. W każdym z okresów przedstawiają najważniejsze zagadnienia związane z ówczesnym systemem planowania (modele teoretyczne, zmiany legislacyjne) oraz sytuacje w wybranych miastach Polski (ważniejsze koncepcje urbanistyczne, plany regulacyjne, plany ogólne, studia uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego oraz miejscowe plany). W „Sto lat planowania przestrzeni polskich miast (1910-2010)” dzielą się swoją krytyczną opinią na temat organizacji systemu planowania, legislacji planistycznej i zmian funkcjonalno-przestrzennych naszych miast, także w kontekście ich europejskich odpowiedników.
- POD TRZEMA ZABORAMI
- DWUDZIESTOLECIE NIEPODLEGŁOŚCI
- OKUPACJA HISTLEROWSKA
- POD ŚCISŁĄ DYKTATURĄ ZWIĄZKU RADZIECKIEGO
- CHWILOWA ODWILŻ
- TWORZENIE METOD PLANOWANIA
- BUDUJEMY DRUGĄ POLSKĘ
- DEKADA WIELKICH ZMIAN
- ZMIANA SYSTEMU
- POLSKA W UNII EUROPEJSKIEJ
- KOŃCOWE KOMENTARZE
„Nie wiem, ale się wypowiem”. Jak to jest, że dookoła nas jest tak wielu ekspertów od architektury, urbanistyki, planowania przestrzennego, a jednak nasze miasta wyglądają tak jak wyglądają?
W internetach prawie codziennie czytam złote myśli samozwańczych specjalistów od budowania miasta. Wiele z tych myśli tylko z pozoru wydają się trafne i nowe. Lektura takich książek jak „Sto lat planowania przestrzeni polskich miast (1910-2010)” pozwala samemu ocenić ich wartość. Żyjąc w XXI w. śmiało można na wiele pomysłów odpowiadać – „…ale to już było.” Proponowanie „nowych rozwiązań urbanistycznych” bez znajomości historii budowania miasta nie ma sensu, tak samo jak odkrywanie koła na nowo. To co proponujesz jako nowe, niekoniecznie jest pionierskim rozwiązaniem. Twoje nowe lekarstwo na uzdrowienie miasta, niekoniecznie jest odkryciem i właśnie tym co je uzdrowi. Zrozumienie toku myślenia poprzednich pokoleń i ich pomysłu na przyszłość polskich miast to pierwszy krok do zrozumienia dzisiejszej rzeczywistości.
Czytając tę książkę, podobnie jak w przypadku innych pozycji opisujących myśl urbanistyczną poprzednich wieków, co kilka stron miałem własne spostrzeżenia, które uogólniając mogę zgrupować do trzech myśli:
- „Niesamowite, już wtedy rozumieli skutki tego zjawiska i szukali sposobu na jego ograniczenie.”
- „Zakładali, że to pójdzie w takim kierunku. Hmm, mylili się. Jest jednak inaczej.”
- „Faktycznie to ma sens. Zadziałało wtedy i działa nadal.”
Innymi słowy, właśnie takie książki przybliżają do bycia ekspertem. Zrozumienie przeszłości gospodarowania przestrzenią jest kluczem do lepszego planowania jej w przyszłości. Bo planować trzeba, to nie ulega wątpliwości. Kto w to wątpi, będąc w gospodarce wolnorynkowej zwolennikiem budowania miasta bez planu, temu już podziękuję. Dalsza lektura tego artykułu może nie mieć sensu. 😉 Pozostałych zapraszam do streszczenia książki.
POD TRZEMA ZABORAMI
Wydawać by się mogło, że urbanistyka była z nami od zawsze. Jednak według autorów „Sto lat planowania…” to dopiero na przełomie XIX i XX w. w nauce znaleziono miejsce na wyodrębnienie rozważań o planowaniu miast z szeroko pojętej architektury, tworząc nową dziedzinę skoncentrowaną na sztuce budowania miasta.
W 1910 r. opublikowano pierwszy numer „The Town Planning Review”. Zorganizowano także międzynarodową konferencję na temat planowania miast. W Polsce ogłoszono konkurs urbanistyczny na plan zagospodarowania „Wielkiego Krakowa”, czyli Krakowa i jego nowych dzielnic formalnie przyłączonych w latach 1910–1915.
DWUDZIESTOLECIE NIEPODLEGŁOŚCI
Początek niepodległej Polski był szczególnie owocny w nowe przepisy, regulujące na szczeblu krajowym kwestie prawa budowlanego i planowania przestrzennego. Maciej Nowakowski i Barbara Bańkowska śmiało stwierdzają, iż ówczesne rozwiązania legislacyjne mogą stanowić wzór dla dzisiejszych reformatorów zasad gospodarowania przestrzenią i jej zabudowy.
OKUPACJA HITLEROWSKA
Ten okres historii Polski wymusił ograniczenie działań urbanistów wyłącznie do prac koncepcyjnych. Snuto plany odbudowy Warszawy, opracowano koncepcję organizacji osiedla inspirowanego koncepcją „jednostki sąsiedzkiej” autorstwa Clarence Perry’ego. Te 5 lat, od 1939 r. do 1944 r., chociaż ubogie we wdrażanie nowych pomysłów, miały niebagatelne znaczenie w szybkości odbudowy polskich miast.
POD ŚCISŁĄ DYKTATURĄ ZWIĄZKU RADZIECKIEGO
Po zakończeniu wojny i hitlerowskiej okupacji jako kraj trafiliśmy pod kolejną okupację, tym razem radziecką. Doktryna wyznawana przez kraje socjalistyczne byłą jasna i klarowna – miasto, a w szczególności budynki i przestrzenie publiczne, mają być dowodem siły i potęgi totalitaryzmu.
Czytając o tym okresie w naszych dziejach miałem własne przemyślenia, o tym jak historia lubi się powtarzać. Czytałem tę książkę w momencie zbrojnego ataku Rosji na niepodległe państwo w środku Europy, Ukrainę. Piszę te słowa, po ponad półtorarocznej wojnie, która ciągle trwa.
Odbudowa zniszczonych miast i wsi w Ukrainie rozpocznie się prędzej czy później. Oby nastąpiło to w demokratycznym porządku tej części świata. Czy poprzez nową formę urbanistyczną i nowoczesną myśl budowania przestrzeni zbudowanej uda się chociaż częściowo zrekompensować utracone dziedzictwo kulturowe? Nowe domy, osiedla i dzielnice godnie zastąpią ich historyczne pierwowzory, zachowane już tylko we wspomnieniach mieszkańców Ukrainy?
CHWILOWA ODWILŻ
Lata 50-te to początki prefabrykatów w budownictwie mieszkaniowym. Znaczny przyrost ludności, migracje do miast w celach zarobkowych oraz niedobór mieszkań w cały czas odbudowywanej Polsce, to główne czynniki problemów mieszkaniowych. Problemów nierozwiązanych do dnia dzisiejszego. W latach 60-tych wskaźnik osób na izbę (pokój) wynosił dokładnie 1,7. Dwadzieścia lat później było to 1,02 osoby na izbę i 17,1 m2 powierzchni mieszkania na osobę. Statystyki z 2018 r. wskazują, iż na osobę przypada obecnie 28,2 m2 powierzchni mieszkania i jest to prawie 14 m2 mniej niż średnia w Unii Europejskiej. Problem mieszkaniowy w naszym kraju nadal trwa, a pomysłu na jego rozwiązanie w postaci rozsądnej polityki mieszkaniowej z wieloletnią perspektywą, nadal brak. Wzrost wspomnianych wyżej statystyk jest zjawiskiem naturalnym (starzenie się społeczeństwa, a w konsekwencji zamieszkanie dużych metraży przez samotne i starsze osoby), sęk w tym aby odbywało się to jednak w sposób kontrolowany (polityka mieszkaniowa).
TWORZENIE METOD PLANOWANIA
Lata 60-te to nowa ustawa o planowaniu przestrzennym. System obowiązkowych planów w połączeniu z odgórnie ustalonym standardem urbanistycznym projektowania przestrzeni zbudowanej to dwa najważniejsze elementy charakteryzujące ten okres polskiej urbanistyki. Tak się zastanawiam w kontekście „entej” próby reformowania współczesnego planowania przestrzennego – PROJEKT REFORMY PLANOWANIA PRZESTRZENNEGO – AMBITNE ZAŁOŻENIA. Czy rok 2022 okaże się “Rokiem reformy planowania przestrzennego”? Czy rozpoczniemy “Dekadę powrotu urbanistyki”?
BUDUJEMY DRUGĄ POLSKĘ
Wracając jednak do tego „stałego niedoboru mieszkań” z lat 50-tych. Masowa produkcja osiedli z wielkiej płyty w latach 70-tych tylko tymczasowo zwiększyła podaż na rynku mieszkaniowym. Zabudowa tego typu odbiła się jednak na jakości architektury i urbanistyki – monotonią, szarzyzną i aspołecznością blokowisk. Architektonicznie nie nawiązywały do lokalnego krajobrazu polskich miast. Urbanistycznie lokalizowane były na ich obrzeżach. Wbrew powszechnemu mniemaniu nowododane osiedla nie były od razu wyposażone w obiekty usługowe i urządzenia rekreacyjne. Miejsca na zieleń było aż nadto, ale na odpowiednie zagospodarowanie przestrzeni między blokami (w sposób jaki znamy dzisiaj) trzeba było czekać latami.
To wszystko tworzy obraz podobny do dzisiejszych realiów rynku mieszkaniowego. Z tą różnicą, że obecny mieszkaniec miasta jest wypychany co raz dalej, już nie tylko na jego obrzeża, lesz do sąsiednich gmin wiejskich, otaczających swoje miasta matki – centra aglomeracji/obszarów funkcjonalnych. Próżno szukać tam szerokiej oferty usługowej i rekreacyjnej. Zieleń pewnie i jest, ale na pewno nieurządzona i niezagospodarowana z myślą o mieszkańcach. Zmierzam do puenty, iż każde czasy mają swoje patologie i mam dla nas złą wiadomość: Bez racjonalnej polityki mieszkaniowej nie rozwiążemy problemu niedoboru mieszkań. Nie rozwiązawszy tego problemu nigdy nie uda się nam budować społecznych osiedli.
Faktem jednak jest, że te tysiące hektarów blokowisk z wielkiej płyty, ze względu na swoją obecną lokalizację w strukturze miast i rozplanowanie samych osiedli, posiadają ogromny potencjał umożliwiający ich dostosowanie do zasad Nowego Urbanizmu.
DEKADA WIELKICH ZMIAN
Historia lubi się powtarzać. Autorzy w „Sto lat planowania…” podkreślają prawie całkowite zbagatelizowanie opinii i propozycji środowiska ekspertów przy projekcie reformy planowania przestrzennego z 1984 r. Czy tym razem, przy zmianach ustawy będącej “Kamieniem Milowym Reformy Planowania Przestrzennego”, Ministerstwo Rozwoju i Technologii także nie weźmie pod uwagę opinii urbanistów? Demontaż już mamy, więc w sumie nic więcej popsuć nie można?
ZMIANA SYSTEMU
W latach 90-tych dokonano reformy samorządów deklarując przekazanie im większości kompetencji, w tym do gospodarowania przestrzenią. O potrzebach sporządzania planów miejscowych i ich zakresie zaczęła decydować rada miasta/gminy. Jej samorządność ograniczono jednak przepisami kilkudziesięciu ustaw powiązanych z procesem inwestycyjno-budowlanym. Władztwo planistyczne w ramach swoich wyłącznych kompetencji uzyskało także wiele instytucji i organów. Naukowo takie zjawisko nazwa się dyfuzją (rozproszeniem) odpowiedzialności…
POLSKA W UNII EUROPEJSKIEJ
Następnie ustawą z 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym tak po prostu unieważniono wszystkie miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego uchwalone przed 1995 r. Jednocześnie otwarto bardzo prostą ścieżkę wydawania prawa zabudowy za pomocą decyzji administracyjnych, z pominięciem transparentności procedury i radnych miast/gmin. Decyzje o warunkach zabudowy to obecnie tykające bomby na 2/3 powierzchni kraju. Pozostała 1/3 została lekkomyślnie przeznaczana pod hektary rozproszenia przestrzennego w miejscowych planach.
Wyłączona odpowiedzialność miast i gminy za polską przestrzeń, bez uzyskania odpowiednich narzędzi i kompetencji prowadzi do przestrzennego chaosu. Według autorów „Sto lat planowania…” główne zadania lokalnej gospodarki przestrzennej, przy wsparciu adekwatnej polityki przestrzennej państwa to:
- polityka zwartego miasta, rozumiana jako przeciwdziałanie tworzenia miasta rozproszonego,
- sprawne gospodarowanie obszarami miejskich aglomeracji, w tym metropolii,
- ekologia środowiska, w tym zapewne adaptacja do zmian klimatu,
- sprawny system zarządzania,
- metodyka planowania, w tym zapewne reforma systemu.
Aby je wypełniać potrzeba uznać otaczającą nas przestrzeń za powszechne i wspólne dobro. Tylko tyle i aż tyle.
KOŃCOWE KOMENTARZE
Podsumowując „Sto lat planowania…” autorzy nie omieszkali wyrazić swojej opinii na temat polskich miast w porównaniu do ich europejskich odpowiedników. Wyrazili słów kilka o aktualnej organizacji planowania i legislacji planistycznej. Nie zabrakło krytyki obecnej pozycji urbanisty w procesie planistycznym. Kończąc stuletnie zmagania z opisem polskiej przestrzeni Maciej Nowakowski i Barbara Bańkowska (zupełnie subiektywnie) podsumowali zmiany w funkcjonalno-przestrzennej strukturze miast.
Nie mam zamiaru streszczać tych wątków. Każdy z nich jest na tyle interesujący, aby kliknąć na grafiki i przenieść się do całej treści cytowanych fragmentów.
Ostatnie zdanie podsumowania streszczenia tej książki: Pozycja wyjątkowa ze względu na swój podręcznikowy charakter. Zainteresowana_y? Sprawdź, gdzie kupić tę książkę, a także pozostałe pozycje o planowaniu przestrzennym tutaj.